BARIERY W… SOBIE!
Bariery… Tak dobrze znane nam słowa, szczególnie w środowisku sportowym. Wiele pisze się o tym jak pokonywać oraz jak przełamywać swoje bariery ale zdecydowanie mniej możemy znaleźć sposobów jak ich nie tworzyć. Czy to aby nie jest łatwiejszy sposób na rozwój osobisty w każdej dziedzinie? Myślę, że lepiej jest zainwestować energię w budowanie sobie ścieżki rozwoju w taki sposób by napotykać jak najmniej barier i przeszkód niż wykorzystywać nasze zasoby po to by te bariery pokonywać. Hola, Hola! pomyślą niektórzy, a gdzie przekraczanie własnych granic, pokonywanie samego siebie i przekraczanie limitów? Spokojnie, o tym też będzie. Zacznijmy od tego, że każdy z nas spotyka się z przeszkodami na co dzień, jedne są mniejsze inne większe. Jedne dotyczą naszego życia prywatnego, inne życia sportowego, zawodowego, wyczynowego. Na co dzień zdarza się tak, że nie do przeskoczenia są dla nas najprostsze zadania, bywają lepsze i gorsze dni. Raz jesteśmy najlepszymi organizatorami życia prywatnego, rodzinnego, a innym razem wszystko się sypie. Zdarzają się również takie momenty gdy myślimy, że nie damy rady, kiedy winę za brak progresu przypisujemy własnej ułomności czy niezdolności. Jesteśmy tylko ludźmi! Koniecznie dajmy sobie prawo do błędów, gorszego dnia, jednym słowem: traktujmy się dobrze! Bo kto inny zadba o nas lepiej niż my sami? Myślę, że zgodzimy się ze sobą, drodzy Czytelnicy jeśli napiszę, że już samo słowo granice wiąże się z czymś niewiadomym, ostatecznym. A gdyby tak… zacząć od zmiany nazewnictwa? Gdyby zacząć ten akapit inaczej… „zacznijmy od tego, że każdy z nas spotyka się z wyzwaniami na co dzień(…)”
Czyż nie brzmi to lepiej? Już samo słowo wyzwanie może nas motywować do jego podjęcia. Ci, w których drzemie duch współzawodnictwa czy chęć podejmowania wyzwań, mogą budować swoją ścieżkę wdrażając, tą niby drobną, zmianę w codzienne życie. Zmieniając słownictwo na pozytywne: wyzwanie zamiast przeszkoda. Tym samym łagodzimy i zmieniamy na bardziej pozytywny już sam moment podjęcia czynności. Zauważcie drodzy Czytelnicy ile wokół nas wyzwań! Czy zastanawialiście się nad tym? Z prawej i lewej słyszymy: podejmij wyzwanie! Czy to chodzi o smak, pracę nad sobą czy też udział w projekcie. Myślę, że lubimy się sprawdzać, podejmować się czegoś nowego, nieznanego, nie do końca przewidywalnego. Dlatego też sądzę, że w pozytywny (lub przynajmniej neutralny) nastrój wprowadzi nas chęć podjęcia się działania.Kolejna uwaga! Czy zauważyliście gdzie umiejscowiona jest największa nasza siła w tym przypadku? W tym, że to MY chcemy PODJĄĆ SIĘ pewnego DZIAŁANIA. Nikt nas nie zmusza (oby!) , CHĘĆ wychodzi właśnie od nas. Doskonale wiemy również, że gdy to my bierzemy odpowiedzialność za podjęte działanie to dłużej próbujemy, bardziej nam zależy, aniżeli gdy jest to PRZESZKODA – nawet ta z nazwy – którą to trzeba POKONAĆ. Przeszkoda oczywiście w domyśle najczęściej pochodzi z zewnątrz więc też odpowiedzialność łatwiej przerzucić na czynniki zewnętrzne: coś było zbyt trudne, zaskoczyło mnie, przerosło mnie itd. Te momenty w życiu kiedy myślimy że nie damy rady zrobić czegoś: bardziej, silniej, mocniej, szybciej, to chwile w których następuje albo milowy krok naprzód albo jest to początek końca. Podjęcie wyzwania daje ogromną satysfakcję nawet (!) jeśli zakończy się niepomyślnie. Dzięki temu, że jesteśmy istotami świadomymi powinniśmy wykorzystując ten dar odebrać gorsze wykonanie/ niepowodzenie jako sygnał do podejmowania dalszych prób. Tylko ktoś kto nie popełnia błędów, nie wstaje, nie walczy, nie rozwija się.
Dzięki temu, że chęć podjęcia wyzwania (nawet dnia codziennego) wychodzi z naszego wnętrza oraz biorąc pod uwagę to, że świadomie przeanalizujemy nad czym możemy popracować, jesteśmy w stanie tworzyć właśnie swoją ścieżkę rozwoju w najbardziej optymalny i sprzyjający nam sposób. Wracając do sposobów budowy swojej ścieżki sportowej bez tworzenia barier zastanówmy się czy nasze obawy są uzasadnione? Czy faktycznie mam realne podstawy do tego by twierdzić że „coś jest niewykonalne?” Czy może jest tak, że sami narzucamy sobie limity w oparciu o doświadczenia innych? Może ktoś inny nam narzuca nasze limity? Pomyślcie Drodzy Czytelnicy, czy kiedy sportowiec (może Wy sami) chce osiągnąć pewien odległy cel, to czy powinien on tracić energię na to by rozmyślać o tym co pomyślą inni? O tym ilu osobom się nie udało? O tym jakie osiągnięcia mają inni koledzy i jak wiele mi brakuje? Podobnie w życiu codziennym: gdy stoimy przed naszym wyzwaniem, czy warto zastanawiać się jak zareaguje otoczenie gdy usłyszą o moim nietypowym pomyśle? A może jest tak, że nie podejmę działania bo nie wypada? A kto decyduje o czymś czy coś wypada czy nie? Czy najwięksi geniusze i najzdolniejsi sportowcy tracili czas na takie rozmyślania? Odpowiedzmy sobie na te pytania w spokoju. Jest duże prawdopodobieństwo, że odpowiedzi Was samych zaskoczą i okaże się, że „zmieniając przekładnię” i wskakując na inne tory jesteśmy w stanie doskonalić się, podejmować wyzwania, a tym samym rozwijać się jako sportowiec oraz jako człowiek.