Sukces rodzi problemy. Wojciech Herra

    Podpisany kontrakt, to z jednej strony powód do wielkiego zadowolenia, dumy, z drugiej strony często przyczyna wielkich dramatów.

    Jak to się dzieje, że wielu zawodników (nie tylko piłkarzy) popada w kłopoty, czasem nawet w konflikt z prawem po zarobieniu pierwszych pieniędzy?

    O tej stronie sukcesu sportowego mówi się bardzo mało. A jednocześnie niejednokrotnie jest on przyczyną wielu tragedii dobrze zapowiadających się sportowców. Dlaczego tak się dzieje? 

    Sport to jeden z niewielu zawodów na świecie, gdzie pomiędzy zarabianiem bardzo małych pieniędzy, a bardzo dużych jest niezwykle cienka granica. Ta granica to często jeden dzień, jeden podpisany kontrakt. To przejście z zawodnika grającego w lokalnej lidze do zawodnika z pierwszej ligi lub extraklasy. I nawet jeśli zarabiane pieniądze wcale nie są gigantyczne to nie wielkość zarobków jest kłopotem – kłopotem jest wiek, w którym je dostajemy i to, że pojawiają się z dnia na dzień.

    W każdym innym zawodzie jaki wykonujemy dojście do dużych pieniędzy jest stopniowe. Na początku swojej kariery zawodowej zaczynamy jako młodszy specjalista. Dostajemy pensję niewielką, ale i tak znacznie wyższą niż otrzymywane kieszonkowe od rodziców. Po kilku latach awansujemy i otrzymujemy podwyżkę – dajmy na to 50% więcej. Na początku dodatkowa kasa sprawia, że żyje nam się lżej … ale jak się okazuje bardzo szybko przyzwyczajamy się do większych pieniędzy. Stopniowo jeździmy na dłuższe lub nieco droższe wakacje. Kupujemy produkty wyższej jakości lub lepszych marek. Po pewnym czasie znów awansujemy i znów podwyżka … i tak stopniowo przyzwyczajając się dochodzimy przez 20 lat do wysokich zarobków. 

    A w sporcie? W sporcie jest całkowicie inaczej. Na początku swojej kariery zawodniczej nasz rodzimy Klub, w którym trenowaliśmy od dziecka wypożycza nas do innego zespołu z okręgowej ligi. Cieszymy się, bo tam mamy szansę grać w pierwszym składzie, ale mimo wszystko otrzymywane pieniądze nie powalają. Kilkaset złotych miesięcznie. Czasem premia za wygrany mecz. Raz na jakiś czas nowy strój sportowy. Rodzina, która wcześniej wspierała nas w sporcie, rodzice, którzy zaprowadzali nas jako dziecko na treningi, coraz częściej zachęcają, abyśmy poszukali sobie jakiegoś „dorosłego zajęcia”. Abyśmy zajęli się poważną pracą. I nagle przychodzi ten dzień. Jesteśmy zapraszani do Klubu na spotkanie. I słyszymy słowa, które zmieniają wszystko „Interesuje się Tobą pierwszoligowy klub xyz – podpisaliśmy kontrakt i transfer za xxxx tysięcy złotych”.

    Na początku to jest jak American Dream. Od zera do milionera. Radość. Euforia. W końcu udało się udowodnić wszystkim dookoła, że jednak było warto. Że gdy koledzy w czasach szkolnych szli na imprezę myśmy rezygnowali – bo trening, bo zawody. Gdy koledzy jechali na kolonię, aby bawić się basenach ze zjeżdżalniami, myśmy tyrali na obozach sportowych mając po trzy treningi dziennie. W końcu – kontrakt to szansa na lepsze życie. Kontrakt to zapłata za lata wyrzeczeń i ciężkiej pracy. Należy się.

    Ale kontrakt to również często przeniesienie do innego miasta, czasem kraju. To konieczność adaptacji w nowym środowisku. Poznanie nowych kolegów. 

    Pierwszy trening w nowym klubie – tego nie da się zapomnieć. Czysta szatnia, która w przeciwieństwie do poprzednich miejsc nie śmierdzi grzybem. Pusta torba, bo na trening nie musiałeś zabrać całego sprzętu, tylko czekał on wyprany w szafce w szatni. To koszulka z nazwiskiem na plecach i barwy nowego klubu na piersi. Są emocje. Jest duma. 

    Jest jednak coś o czym nie mówi się otwarcie, ale w rozmowach z zawodnikami pojawia się to często. Fala. Fala w sporcie. Mimo tego, że to zjawisko znacznie częściej kojarzone z wojskiem to w sporcie jest równie brutalne. „Młody” – ta ksywka przywiera do niejednego nowego zawodnika dołączającego do „dużej” drużyny. Wielu zawodników uważa je bardzo naturalne – bo przecież frycowe trzeba zapłacić. Młody przynieś ręcznik, młody weź napoje, młody to, młody tamto.

    Wielu trenerów nawet widząc to zjawisko nie interweniuje – czasem nawet uważają, że interwencja byłaby negatywna. W końcu na kursie trenerskim były zajęcia z psychologii sportu i prowadzący wspominał, że dołączenie nowego członka zespołu sprawia, że zespół musi się sformułować od nowa – czyli wraca do pierwszej fazy budowania zespołu. Osoba prowadząca zajęcia wskazywała, że naturalną rolą krystalizującą się w tym etapie jest rola „kozła ofiarnego”. Więc niby wszystko jest w porządku … 

    A jednak coś jest nie tak …

    Aby nastąpiła transformacja z „młodego” na pełnowartościowego zawodnika musi zaistnieć jedna z dwóch sytuacji:

    • Zawodnik musi okazać się wartościowy dla realizacji celów zespołu – czyli musi wykazać się na boisku – co z reguły jest bardzo trudne, bo w większości przypadków nie trafia do pierwszego składu i ma małe szanse na grę w meczach.
    • Zawodnik musi okazać się wartościowy dla realizacji celów „ukrytych zespołu” – czyli musi się wkupić w łaski zespołu. I to już jest łatwiejsze – w końcu wystarczy się wykazać i pokazać, że ma się gest. W końcu wystarczy zaimponować kolegom.

    Druga sytuacja jest bardziej realna. Więc zawodnik zaprasza kolegów na pierwszą imprezę. Potem na kolejną. Ale samymi imprezami ciężko zaimponować. Więc czas na samochód, szybką jazdę. Poznawane dziewczyny, w końcu wygrywamy nie tylko na boisku.

    I nim się obejrzy … zobaczy, że wcale nie jest już tym „młodym”, bo w klubie pojawił się inny zawodnik, ale mimo tego, że minął czas on nadal siedzi na ławce rezerwowych. Często będąc określanym „zmarnowanym talentem”. Bo to zostało zbudowane przez lata wyrzeczeń i nie chodzenia na imprezy, jest rujnowane poprzez próbę cementowania sukcesu.

    Czy jest zatem jakiś sposób na uniknięcie tego scenariusza? 

    Co może zrobić zawodnik, aby uniknąć pułapki sukcesu z dnia na dzień?

    Pracując z zawodnikami często polecam im książkę „Szczyty i Doliny” autorstwa Johnsona Spencera. To opowieść będąca doskonałą metaforą sukcesu w sporcie. Doliny to miejsca, w których pragniesz osiągnąć sukces. Szczyty to miejsca, w których cieszysz się z tego co masz.

    Korzystając z metafory gór i szczytów warto wrócić do statystyk GOPR’u. Do analizy tego co jest najczęstszą przyczyną wypadków w górach? Brak przygotowania. To, że ludzie wchodzą na szczyt bez odpowiedniego sprzętu, przygotowania na zmienne warunki. Tak samo jest w naszym życiu – większość ludzi ponosi porażkę po wejściu na szczyt z tego samego powodu – nie byli przygotowani na sukces.

    Niestety zawodnicy w sporcie marzą o dużych kontraktach, ale nie są przygotowani lub też nie są przygotowywani na to hak radzić sobie z sukcesem w sporcie.

    A zasada jest prosta – te same nawyki, które doprowadzają do sukcesu, jeśli są odwrócone – potrafią nas zepchnąć ze szczytu. 

    I zawodnicy, którzy ciężką pracą, rezygnacją z imprez dochodzą do sukcesu i podpisują kontrakt zapominają o tym, że kontrakt nie trwa wiecznie. Mało tego – często wprowadzają odwrotne nawyki i na przykład zaczynają się bawić. A to powoduje spadek ich poziomu sportowego, a czasami wręcz załamanie kariery sportowej.

    Drugim trudnym elementem jest to, że w Polsce cały czas mało się mówi i wsparciu zawodników w życiu po zakończeniu sportowej kariery. Gdy pracujemy z zawodnikami często zadajemy im właśnie to pytanie – co będziesz robił po skończeniu sportowej kariery? Ludzie mówią – jeszcze o tym nie myślałem.

    Wracając do metafory gór. Gdy stoimy u podnóża gór widzimy przed sobą tylko jedną górę – nazwijmy ją kariera sportowa. Ale gdy uda się osiągnąć szczyt, uda się wejść na wierzchołek roztacza się przed nami piękna panorama – widzimy kolejne piękne szczyty – to nic innego jak symbole kolejnych celów, kolejnych sukcesów do których chcemy dojść. Warto jest je sobie nazwać, a następnie zacząć planować sposób ich osiągnięcia. 

    Problem polega na tym, że wielu zawodników jest w ciągłej wspinaczce. Wspina się na jedną górę. Szybko przebiega do podnóża kolejnej, jeszcze wyższej góry i już się wspina. W ten sposób nie widzą szerszego obrazu sytuacji.  

    I wiem, że większość młodych ludzi nie planuje swojej emerytury i nie ma planów sięgających dalej niż kilka lat do przodu. 

    Jednak jest pewna istotna różnica pomiędzy ludźmi pracującymi w „normalnych zawodach”, a sportowcami – nazywamy to odwrócona krzywą przychodów. W normalnych zawodach maksymalną efektywność finansową (czyli największe zarobki) mamy w okolicach 45 – 50 roku życia – czyli okresie pełnej dojrzałości. Tym samym to będzie dla nas czas myślenia o zabezpieczeniu przyszłości. W sporcie maksymalną efektywność finansową mamy w okolicach 25 – 35 roku życia (w zależności od dyscypliny). Tym samym to w tym wieku powinniśmy planować przyszłość.

    Po tym jak określimy co chcemy robić warto określić strategię osiągania sukcesu. Tak samo jak w sporcie – aby osiągnąć sukces na boisku trzeba trenować. I kolejność jest prosta – najpierw trening, potem sukces. Nigdy odwrotnie. Tak samo będzie z sukcesem po zakończeniu kariery – trzeba podjąć działania, które doprowadzą do osiągnięcia sukcesu odpowiednio wcześnie. Najpierw działania, potem sukces.